Pierwsze dzieci z rządowego in vitro urodziły się w Łodzi
06.04.2014 , aktualizacja: 06.04.2014 18:52
Początek boomu na porodówkach. Mija dziewięć miesięcy, odkąd rząd zaczął dopłacać niepłodnym parom do leczenia metodą in vitro. W łódzkich szpitalach urodziły się pierwsze dzieci poczęte w programie. Wkrótce w Łodzi będzie ich kilkaset!
Pierwsze "rządowe" in vitro przeprowadzono w podłódzkiej klinice Gameta. - Dokładnie 15 lipca ubiegłego roku - mówi dr Michał Radwan z Gamety. Półtora tygodnia później kolejne ciężarne miała inna łódzka klinika Salve
Dzieci urodziły się w ubiegłym tygodniu w łódzkich szpitalach. Pierwsze przyszło na świat w środę w prywatnej klinice Medeor w Łodzi. To dziecko z drugiej "rządowej" ciąży.
- Ciąża bez powikłań, poród, jakich wiele - mówi dr Jarosław Laskowski. - Przeprowadziliśmycesarskie cięcie, ale ze względu na mamę. Dziecko zdrowe. Dostało 10 punktów w skali Apgar.
Rodzice: Maciej i Kasia to łodzianie. Ona pracuje w korporacji, on jest wykładowcą na uczelni. Małżeństwem są od sześciu lat i dziecko chcieli mieć od początku. Przez prawie pięć lat próbowali wszystkich dostępnych metod leczenia bezpłodności z wyjątkiem in vitro. Wydali około 30 tys. zł.
- Decyzję o in vitro odkładaliśmy, bo wydawała się nam ostatecznością - mówi Kasia. - Nie to, że mieliśmy opory światopoglądowe. Raczej baliśmy się, że jak się nie uda, to już wszystkie drzwi będą zamknięte, no i nie będziemy mieć dzieci.
Dodaje, że miała z mężem jeszcze jedną obawę związaną z metodą in vitro.
- Wydawało się nam, że to jakaś kosmiczna, odhumanizowana technologia. Dziś już wiem, że nie.
Kasia zaszła w ciążę po pierwszej próbie zapłodnienia.
- Proszę, niech pan napisze, że nie ma się czego bać - prosi. - Kilka tygodni temu czytałam w "Wysokich Obcasach" list kobiety, która nie może zajść w ciążę. Pisała, że zastanawia się nad in vitro i że to trudna decyzja. Brzmiało, jakby kobieta bała się, że robi coś złego. A ja wiem, że nie ma się czego bać. Przekonałam się także, że niepotrzebnie czekałam kilka lat. Chciałabym, żeby dziewczyny, które mają problem z zajściem w ciążę i przeczytają moje słowa, nie odkładały decyzji o in vitro. Gdybym sama zdecydowała kilka lat temu, mogłabym mieć już drugie dziecko.
Maciej i Kasia cieszą się, że mają zdrowe dziecko. Podkreślają, że urodziło się dzięki pomocy państwa. - Za rządowe pieniądze trafiliśmy do znakomitej kliniki - mówi Maciej. - A za poród w prywatnym, bardzo komfortowym szpitalu zapłacił NFZ.
Kolejne dziecko z programu to dziewczynka. Jest zdrowa, też dostała 10 punktów w skali Apgar. Urodziła się w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki.
Rodzice proszą o anonimowość, bo - jak mówią - nawet nie wszyscy w rodzinie wiedzą, że ich córeczka przyszła na świat dzięki sztucznemu zapłodnieniu. - Nie mówimy o tym, bo część rodziny ma światopoglądowy problem z in vitro - mówi mama. - Ktoś, kto nie przeżył kilkuletniego leczenia bezpłodności, nie zrozumie, co czułam. W jednej z gazet przeczytałam, że w trakcie terapii przeżywa się takie emocje, jakby co miesiąc był pogrzeb nienarodzonego dziecka. Coś jest na rzeczy. Dla mnie in vitro to metoda, dzięki której po kilku ciężkich latach mogłam wreszcie stworzyć pełną rodzinę. To piękne, że płaci za to państwo, bo nie wszystkich na to stać. Ja przez kilka lat na leczenie hormonalne i kilka inseminacji wydałam kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wkrótce w Łodzi urodzi się kolejnych kilkaset dzieci z rządowego programu. W styczniu - czyli po pół roku jego trwania - Ministerstwo Zdrowia informowało o 701 ciążach potwierdzonych klinicznie, w połowie marca - już o blisko 1300. Można powiedzieć, że co trzecie dziecko zostało poczęte w Łodzi.
- W Gamecie mamy 183 ciąże, w tym trzy bliźniacze - mówi dr Michał Radwan. - W trakcie leczenia jest jeszcze 100 par.
- U nas w drodze jest około 100 dzieci i będą kolejne - dodaje dr Sławomir Sobkiewicz, szef Salve. - Pierwszy poród planujemy na koniec miesiąca.
Lekarze szacują, że większość par, która skorzystała z rządowego programu w łódzkich klinikach, pochodzi z regionu. Łódzkie staje się więc polskim zagłębiem rządowego programu in vitro.
Dwie uczestniczące w nim kliniki dostały prawie 7 mln zł (Gameta 3,7 mln, Salve 2,1 mln). Większy kontrakt niż Gameta mają tylko kliniki w Białymstoku, ale to ośrodek, który ma największe tradycje w Polsce. To w stolicy Podlasia urodziło się pierwsze polskie dziecko "ze szkła".
Za jeden cykl leczenia u jednej pary rząd płaci 7,5 tys. zł. Dla pacjentów bezpłatne są wszystkie konsultacje lekarskie aż do wizyty, podczas której badanie usg. potwierdzi, że kobieta zaszła w ciążę, a także wszystkie badania laboratoryjne, testy i zabiegi związane z leczeniem metodą zapłodnienia pozaustrojowego. Z własnej kieszeni para płaci za leki potrzebne do stymulacji hormonalnej. Ich koszt zależy od przypadku, średnio jest to ok. 3 tys. zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz