Trochę trwało zanim piszę. Niestety, moje pierwsze usg okazało się niepowodzeniem.
Zarodek był zbyt mały a serce biło wolno. Kazano mi przyjść na powtórkę i
dziewięć dni później zapadł wyrok. Zarodek nie okazywał oznak życia, nie urósł nawet
o milimetr a serduszka nie było widać. Niestety, ciąża obumarła. Powiem, że na
początku drogi in vitro nie pomyślałam o takim scenariuszu a tym bardziej nawet
nie pomyślałam o tym widząc dwie kreski. Jak to nie można się cieszyć na zapas.
Dzisiaj jest lepiej, byłam u miejscowego ginekologa, która mnie pocieszyła i
podniosła na duchu mówiąc, że taka sytuacja nie jest niczym niezwykłym i nie
świadczy o jakimś problemie, nie stoi na przeszkodzie do przyszłej, zdrowej
ciąży. Co mnie jeszcze niesamowicie zaskoczyło. Po tym jak podczas rejestracji
powiedziałam, że już w ciąży zasadniczo nie jestem i jest to ciąża martwa, pani
rejestratorka uznała chyba, że nie jest wskazane, abym siedziała godzinami z
kobietami w ciąży i dołączyła karteczkę żeby mnie przyjąć jako pierwszą. Było
to naprawdę miłe z jej strony. Bardzo bałam się dzisiejszej wizyty głownie ze
względu na to. Teraz czekam na samoistne poronienie. Jest to zdecydowanie
lepsze od łyżeczkowania, gdyż nie dochodzi do ingerencji w organizm, co w
przyszłości może utrudnić zajście w ciążę. Takie trochę przygnębiające to
oczekiwanie ale wyjścia nie ma. Całość jest trudna do przejścia, psychika nie
jest gotowa na takie sytuacje. Jest ciężko i to bardzo dlatego nie mogłam
wcześniej nic napisać bo to tak boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz