sobota, 31 maja 2014

Już po zabiegu

Byłam w szpitalu, najpierw próbowali tabletkami, okazało się jednak, że niestety L. Musiałam mieć zabieg. Sam zabieg to poszedł bez problemu bo byłam pod narkozą i nic nie pamiętam. Obudziłam się na sali takiej pozabiegowej a później zawieźli mnie do mojej.
Boję się jak mnie wyczyścili, czy nie uszkodzili, nie popsuli czegoś tam w środku.
Tak się zastanowiłam i ten ostatni czas to daje mi ostro w kość. Dobrze, że człowiek nie wie co go spotka w przyszłości bo gdybym miała tego świadomość chyba bym się załamała. Jest ciężko. Po czasie, kiedy człowiek się dołował tym co się dzieje, że nie wiadomo jak to będzie, czy się uda – sukces, radość a później taka tragedia. Nie dość tego, że ciąża obumarła organizm nie mógł się sam oczyścić i trzeba było zabiegu. Ciężko mi z tym wszystkim.

Koleżanka stwierdziła, że chociaż wiem, że mogę zajść w ciążę na co druga powiedziała coś bardzo mądrego, że kiedyś też tak uważała ale po tym jak zobaczyła ile to jest cierpienia już woli co miesiąc być rozczarowana i zawiedziona dzień, dwa gdy przyjdzie miesiączka, niż czuć ten ból do końca życia.

środa, 28 maja 2014

No i dupa

Dzisiaj byłam na wizycie no i niestety, muszę iść do szpitala. W związku z tym, że mijają dwa tygodnie od odstawienia leków a nawet nie pojawiło się plamienie świadczące o oczyszczaniu się organizmu, muszę iść na oddział. Myślałam, że uda się uniknąć ale niestety L. Mam nadzieję, że zastosują farmakologię i to wystarczy, żeby tylko uniknąć zabiegu. A pomyśleć, że nie tak dawno zobaczyłam dwie kreski i się cieszyłam L.

wtorek, 27 maja 2014

Kolejny dzień

Wśród znajomych w ciągu tygodnia trzy dziewczyny zaciążyły ale niestety dwie, które był po in vitro niestety wynik negatywny.

A ja, nadal nic, czekam i czekam. Boję się żeby nie doszło do zakażenia.

niedziela, 25 maja 2014

Mały zarodek i wolna praca serca

Gdy usłyszałam od lekarza, że zarodek jest zbyt mały a serce bije ale zbyt wolno i  rokowania są złe przeszukałam chyba cały Internet. Dla dziewczyn, które znajdą się w podobnej sytuacji napisze w skrócie co znalazłam. Mianowicie, jeśli chodzi o rozmiar zarodka to nie ma co panikować, szczególnie, gdy ciąża pochodzi z naturalnego poczęcia, gdyż wahanie wieku z usg do wieku wynikającego z ostatniej miesiączki może być nawet 2 tygodnie. Najważniejsze jest, aby zarodek rósł. Często bywa, że „nadrabia” i „przeskakuje” swój wiek miesiączkowy. Tak więc tu nie ma co panikować wcale. Jeśli chodzi o serduszko to trochę gorzej. Bicie serca może pojawić się później niż w 6, 7 czy 8 tygodniu, gdyż wiele dziewczyn o tym pisało i mówiło. To jest pewnie sprawa indywidualna a ponadto umiejętności lekarza a także jakość sprzętu. Jeśli jednak to bicie serca jest widoczne i jest zbyt wolne, ale to naprawdę wolne to niestety może być źle ale nie musi. Nie wolno się nastawiać negatywnie, bo każdy jest inny i to co u jednej jest normą u innej dziewczyny nią nie będzie. Trzeba mieć zawsze nadzieję.

A co u mnie? Kiepsko, nadal czuję ogromny smutek a chwile, gdy byłam szczęśliwa są tak odległe, że mam wrażenie, iż to było całe dekady temu.

czwartek, 22 maja 2014

Ciągle czekam

Ja ciągle oczekuję na naturalne poronienie. Byłam na usg i wygląda, że wszystko się dzieje jak powinno, nic złego nie widać, zarodek się wchłonął. Gin pokazała mi pusty pęcherzyk ciążowy czyli w ciągu tygodnia zniknął a raczej się wchłonął. Teraz musi się pozłuszczać cały pęcherzyk. Mam nadal czekać na naturalne poronienie. Gin powiedziała, że to może trwać do 3 tygodni. Żeby sprawdzić czy się nie wdało jakieś zakażenie w przyszłym tygodniu będę miała zbadać CRP i zrobić betę. Muszę wejść do niej. Pytałam o tabletki przyspieszające poronienie i powiedziała, że nie ma potrzeby bo natura zadziała i organizm musi się oczyścić. Jak pokazywała mi pusty pęcherzyk widziałam moje mięśniaki, są w pewnej odległości jeden od drugiego a ten pęcherzyk wytworzył się w największej przerwie. Takie czekanie na cos czego wcześniej chciałam uniknąć.

poniedziałek, 19 maja 2014

Nie udało się :(

Trochę trwało zanim piszę. Niestety, moje pierwsze usg okazało się niepowodzeniem. Zarodek był zbyt mały a serce biło wolno. Kazano mi przyjść na powtórkę i dziewięć dni później zapadł wyrok. Zarodek nie okazywał oznak życia, nie urósł nawet o milimetr a serduszka nie było widać. Niestety, ciąża obumarła. Powiem, że na początku drogi in vitro nie pomyślałam o takim scenariuszu a tym bardziej nawet nie pomyślałam o tym widząc dwie kreski. Jak to nie można się cieszyć na zapas. Dzisiaj jest lepiej, byłam u miejscowego ginekologa, która mnie pocieszyła i podniosła na duchu mówiąc, że taka sytuacja nie jest niczym niezwykłym i nie świadczy o jakimś problemie, nie stoi na przeszkodzie do przyszłej, zdrowej ciąży. Co mnie jeszcze niesamowicie zaskoczyło. Po tym jak podczas rejestracji powiedziałam, że już w ciąży zasadniczo nie jestem i jest to ciąża martwa, pani rejestratorka uznała chyba, że nie jest wskazane, abym siedziała godzinami z kobietami w ciąży i dołączyła karteczkę żeby mnie przyjąć jako pierwszą. Było to naprawdę miłe z jej strony. Bardzo bałam się dzisiejszej wizyty głownie ze względu na to. Teraz czekam na samoistne poronienie. Jest to zdecydowanie lepsze od łyżeczkowania, gdyż nie dochodzi do ingerencji w organizm, co w przyszłości może utrudnić zajście w ciążę. Takie trochę przygnębiające to oczekiwanie ale wyjścia nie ma. Całość jest trudna do przejścia, psychika nie jest gotowa na takie sytuacje. Jest ciężko i to bardzo dlatego nie mogłam wcześniej nic napisać bo to tak boli.

niedziela, 4 maja 2014

Nudzę się i czekam na jutro

Jakoś się żyje ale trochę z humorami. Dopiero dzisiaj jest słonecznie, chociaż chłodno. Jutro jadę na pierwsze usg i trochę się stresuję. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Wczoraj byliśmy u rodzinki i wszyscy pytali jak się czuję. W zasadzie to czuję się normalnie, jedyne co to moje szybkie i ogromne męczenie się podczas chodzenia i te kołatania serca się jeszcze trafiają. Może zostanę dzisiaj zawieziona do lasku i trochę pooddycham świeżym powietrzem. Zobaczymy czy mi się zachce. Jakoś nie mogę sobie znaleźć miejsca.

czwartek, 1 maja 2014

1 Maja i brak nudności :)

Chwilę mnie nie było ale były to stresujące i nerwowe dni. Wczoraj głowę chciało mi urwać ale dzisiaj już ok. Święto pracy :). Od rana była taka ładna pogoda, teraz się chmurzy i pewnie nici z wyjścia o parku. Pamiętam święto pierwszego maja z mojego dzieciństwa. Pochody były czymś obowiązkowym. Obok mojej kamienicy przechodziła trasa przelotowa, stanowiąc jednocześnie drogę, którą przechodził pochód. Pamiętam też ten dzień wiele lat później, gdy pochody nie były już tak popularne ale można tego dnia było jeździć za darmo autobusami :). Ciekawe czy nadal tak jest. A wracając do tematu ciąży to nie narzekam ale nadal żadnych nudności czy wymiotów, nic, totalne zero. Wiem, nie mam co narzekać i rozglądać się za nimi. Bardzo możliwe, że się nie pojawią nigdy. Moja bliska kuzynka mówiła, że ona całą ciążę miała spokój, raz tylko postanowiła postawić na zdrową dietę i zrobiła sobie sok z buraków. Rzygała dalej niż widziała. Więcej powtórek nie było. Ja w ramach zdrowej diety wrąbałam dzisiaj paczkę chipsów z Biedronki. Boże, jakie dobre!!! Spaghetti carbonara, pyszności. Nie przepadam za chipsami ale to było przeżycie niemalże kulinarne :?)?. Ponoć są też dobre o smaku żeberek. Sprawdzę na pewno :).